List do Ireny Rybczyńskiej
1943-08-07
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
Jest częścią kolekcji: Listy Arnolda Majorka z 1943 roku
Szósty list do Ireny Rybczyńskiej (tak też, jako „6”, oznaczyła go w kilku dopiskach przy krawędziach kart i pośrodku ostatniej strony adresatka), napisany przez Arnolda Majorka na dwóch kartkach; pierwsza – tzw. czysta, z drobną perforacją (karta z bloku korespondencyjnego), druga – w podłużną kratkę. Zapisane pierwsze trzy strony.
Pełna treść:
Dzieciaku, dzieciaku kochany,
dałaś mi po nosie i dobrze się stało. Spadło to na mnie całkiem nieoczekiwanie. Czytałem i było mi bardzo, bardzo przykro i wstyd. I przykro mi było trochę dlatego, że po prostu dlatego [słowo podkreślone], ale bardzo dlatego, że Tobie sprawiłem (dopiero teraz przejrzałem) przykrość. Tobie, dla której zawsze chciałem i zawsze chcę jak najlepiej [wyrażenie podkreślone].
I teraz widzę, że wszystko, co piszesz, to prawda, i że to ja byłem gorszy. Do diabła z rozumem, rozsądkiem i zuchwałą żądzą panowania nad wszystkiem. Niech życie panuje nad nami. Wahałem się i zastanawiałem (znowu zastanawiałem [słowo podkreślone], ale co poradzić?), czy usprawiedliwiać się i tłumaczyć. I właśnie na przekór swojej dumnej woli i zadufałej mądrości będę się próbował tłumaczyć. Z natury pragnę serca i zdycham w lodowatej, obojętnej atmosferze. Ale to nie jedyna siła, która panuje nade mną. Inna pcha mnie do twardego, bezlitosnego, surowego najpierw dla siebie, a potem dla innych, czynu do okiełznania niemęskich (?) uczuć logiką, chłodnym rozsądkiem. Życie jakby się sprzysięgło wzmacniać i potęgować tę drugą: szeregiem następujących po sobie rozczarowań i upadków zewnętrznych i wewnętrznych chce mnie zmusić do uznania wątłości i niepotrzebności uczucia. Los tyle razy jakby ze specjalną złośliwością wynosił mnie na szczyty życia wewnętrznego i pozwoliwszy mi dojść do momentu najwyższego napięcia i egzaltacji (tak, tak!), z cyniczną perfidią otwierał oczy na rzeczywistość [słowo podkreślone], że powoli począłem bać się i nienawidzić tych cudownych upojeń, które przynoszą jako owoc rozczarowanie, zwątpienie, niechęć do swego własnego „ja”. Życie uwzięło się, żeby mnie przekonać, że dobroć i uczucie to słabość i głupota. Niczego nie jestem tak pewien, jak tego, że tak nie jest. Ale jak u psa [?] można wzbudzić i utrwalić (stale powtarzanym przykrym doświadczeniem) niechęć i obawę przed jakiemś uczuciem, tak i w duszy ludzkiej zakorzenia się zabobonny lęk przed zbytnią wysokością, z której spada się na dno.
Niechże mi będzie tak bardzo, bardzo dobrze, bo uniesienia kryją w sobie upadek, a słodycz w jednej chwili zamienia się w gorycz. To jest właśnie uraz [słowo podkreślone].
Więc pognębia [?] się i tłumi uczucia, poddaje się je rozsądkowi, logice, z ironicznym, szyderczym uśmiechem patrzy na nie i nie pozwala im wybujać. Może to tchórzostwo, może to skąpstwo.
A do tego jeszcze moment [?] „niegodności”. Nie wywyższaj mnie, nie czuj dla mnie więcej, niż ja sam dla siebie, bo nie jestem tego godzien, bo mimo woli, nieświadomie okłamuję Ciebie, bo mnie nie znasz, bo nie wiem, co we mnie jest naprawdę. Może, gdybyś się przekonała, jak jest naprawdę, wyrzuciłabyś mnie z siebie, a to by było bolesne.
Może nie powinienem był pisać tego wszystkiego. To wszystko, o ile tylko zdołałem to wyrazić, jest prawdą. Ale to tylko jedna z sił, które żyją we mnie.
Więc właściwie nie jestem taki. To tylko część mojej natury (żeby nie powiedzieć „duszy”).
Ale chciałem być zupełnie szczery, pozbyć się balastu. I rozbroić Twój żal i Twoją urazę, które (nieszczęsny psycholog!) dopiero teraz w pełni rozumiem i które są moim [słowo podkreślone] żalem i moją [słowo podkreślone] urazą. Mea, mea, mea maxima [skrócona fraza łac. „mea maxima culpa” – moja największa wina]!
Jakiż my swoją drogą posiadamy niezwykły talent komplikowania rzeczy prostych. Zwłaszcza ja. Mimo że przeciwne, zdrowe siły są we mnie potężne.
To one właśnie dyktowały mi ostatni list do Ciebie. I chcę się im poddać całkowicie. Bo tylko tak znaczy: żyć. Szczerze i z odwagą. Bez uraz i urazów.
Piszesz, że Ci się poniekąd ten kubeł zimnej wody, który spadł na Ciebie z mojej przyczyny, przydał. Ale może mówisz to tylko przez lojalność i żeby mnie nie pognębić całkowicie.
A ja Ci powiadam, żeś z całą pewnością dobrze zrobiła, usłuchawszy starego woźnego (ej?). Mnie to się z pewnością przydało.
I teraz na pewno będzie już zupełnie dobrze.
Całuję Twoje ręce.
a.
oprac. Przemysław Kaniecki; transkrypcja listu: Marta Kapełuś
Autor / wytwórca
Rodzaj obiektu
korespondencja
Technika
rękopis
Tworzywo / materiał
papier
Pochodzenie / sposób pozyskania
darowizna
Czas powstania / datowanie
Miejsce powstania / znalezienia
Numer identyfikacyjny
Lokalizacja / status
1943-08-07
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
1943-04-05
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
1945-09-23
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
odkryj ten TEMAT
Muzeum Narodowe w Lublinie
odkryj tę ŚCIEŻKĘ
Ścieżka edukacyjna